Pomimo lęku daję radę, wiek wcale nie musi nas ograniczać

Mam 64 lata. Moja przygoda ze sportem w wieku senioralnym zaczęła się 11 lat temu. Pobyt w sanatorium w Kołobrzegu, gdzie trochę jeździłam rowerem, wyzwolił we mnie chęć uprawiania sportu, a w szczególności – właśnie jazdy rowerem.

Po powrocie z sanatorium od razu kupiłam rower. To były najlepiej zainwestowane pieniądze! Co roku pokonywałam około 600–800 kilometrów. W 2017 roku brałam udział w akcji „Pomoc mierzona kilometrami”. Udało mi się przejechać dystans 1353 kilometrów. Dobrą passę aktywności rowerowej przerwał mi upadek w czerwcu 2019 roku – zwichnęłam staw łokciowy lewej ręki. Ręka w gipsie przez pięć tygodni, potem żmudna i długa rehabilitacja, żeby przywrócić ją do dawnej sprawności. W efekcie rower poszedł w odstawkę.

Żeby nie zwariować, musiałam poszukać innych sposobów na aktywność fizyczną. Oprócz ćwiczeń związanych z usprawnianiem ręki zaczęłam wykonywać ćwiczenia na wzmocnienie mięśni kręgosłupa i brzucha. W listopadzie w ramach rehabilitacji stawu łokciowego i kręgosłupa lędźwiowego zdecydowałam się na basen. Wtedy też postanowiłam rozpocząć naukę pływania. Trzy razy w tygodniu meldowałam się na gimnastyce w basenie i raz w tygodniu na lekcji pływania pod okiem instruktora. Biorąc pod uwagę strach przed wodą, robiłam dosyć szybkie postępy. Jako cel wyznaczyłam sobie opanowanie pływania do swoich urodzin 10 lipca.

Niestety wiosna przyniosła duże zmiany. Wiadomość o szerzącym się koronawirusie wywróciła do góry nogami życie każdego z nas. Strach, niepewność, natłok fatalnych informacji, wprowadzenie obostrzeń – wszystko to spowodowało, że zwłaszcza seniorzy zamykali się w domu. To był trudny czas. Nie zrezygnowałam jednak z aktywności. Codziennie odpalałam komputer i przynajmniej godzinę dziennie ćwiczyłam, korzystając z zestawów ćwiczeń udostępnianych na portalach dla osób uprawiających sport. Rozkładałam matę na podłodze, chwytałam ciężarki i robiłam trening.

Dopiero w połowie maja ponownie ruszyłam na rower, a w czerwcu – na basen. Cały czas praktykuję treningi przez internet. Staram się również robić 10 tysięcy kroków dziennie, choć bywa to trudne, gdy pogoda nie dopisuje lub gdy jeżdżę rowerem. Wyznaczyłam sobie jednak cel, by codziennie przeprowadzić przynajmniej jeden trening bez żadnych wymówek – i tego się trzymam.

Najtrudniejszą aktywnością jest dla mnie pływanie. Otylią Jędrzejczak już nie zostanę, ale biorąc pod uwagę fakt, że do listopada ubiegłego roku bałam się zanurzyć głowę pod wodą, a dziś pływam stylem grzbietowym i nieźle radzę sobie kraulem, muszę przyznać, że jestem z siebie dumna. Pomimo lęku daję radę. Jestem najlepszym dowodem na to, że jeżeli się chce, to można wszystko, a wiek wcale nie musi nas ograniczać.

Sport wyzwolił we mnie duże pokłady energii, daje mi radość i zadowolenie z życia. Nie wyobrażam sobie siedzenia w domu przed telewizorem. Są też bardziej wymierne rezultaty tych ćwiczeń: bóle kręgosłupa stały się mniejsze lub nie ma ich wcale. Funkcjonuję bez środków przeciwbólowych, a moja sylwetka stała się smuklejsza, tak jakby ubyło mi lat!

Danuta Ciask, 64 lata, Dąbrowa