Tak cudnie smakowało znów życie

Zawsze byłam osobą aktywną, kochającą ruch i sport. Kiedy trzy lata temu przeszłam na emeryturę, pomyślałam, że nareszcie będę miała czas na spełnianie marzeń, realizację planów i na aktywność sportową. Bardzo szybko udało się zgromadzić grupkę podobnych do mnie pasjonatów. Wkrótce w naszej dzielnicy powstała drużyna seniorów, którzy wspólnie trenują i biorą udział w zawodach. To był piękny czas. Nasz czas. Cieszyliśmy się swoim towarzystwem, dzieliliśmy radościami i troskami dnia codziennego, a przede wszystkim dbaliśmy o swoje zdrowie i tężyznę fizyczną.

Koronawirus przyszedł nagle, jak nieproszony gość, i odciął mi tlen. Z dnia na dzień zostałam pozbawiona swoich aktywności, znajomych, kontaktów z rodziną. Uczucie strachu, izolacji, poczucie osamotnienia były straszne. Zastanawiałam się, co robić, jak pomóc sobie i innym…

Po raz kolejny byłam wdzięczna za przyjaźń z komputerem i internetem, gdzie zaczęłam szukać informacji i grup wsparcia. Szybko znalazłam instruktorkę pilatesu, która w wyniku pandemii utraciła pracę i gotowa była prowadzić zajęcia online dla seniorów. Zajęcia odbywały się codziennie, a grono chętnych stawało się coraz liczniejsze. Śmiało mogę powiedzieć, że pilates uratował mi życie, wyrwał mnie z marazmu i zmobilizował do codziennego wysiłku. Grupa służyła wzajemnym wsparciem, wymieniałyśmy się doświadczeniami i wspólnie podnosiłyśmy na duchu. Dla mnie to była trampolina do życia po życiu.

Brakowało mi jednak słońca, świeżego powietrza, spacerów. Tęskniłam do wolności. Stopniowo, w miarę łagodzenia restrykcji, zaczęłam ostrożnie i w samotności przemierzać ścieżki i bezdroża warszawskiego Bemowa. Jazda na rowerze lub marsz z kijkami w maseczce na twarzy wydają się teraz niedorzeczne, ale jakże cieszyły po długich tygodniach zamknięcia w domu. Coraz śmielej wracałam do sportu, korzystając z propozycji przygotowanych przez władze dzielnicy dla najstarszych mieszkańców. Zaczęłam od nordic walkingu po Lesie Bemowskim i od jogi na trawie w parku. Ćwiczyliśmy w małych grupkach, z zachowaniem dystansu, ale nareszcie razem i na świeżym powietrzu. Cóż to była za radość i jaka pozytywna dawka energii!

Zaczęłam dzwonić po znajomych, namawiać do wyjścia z domu i do wspólnych ćwiczeń. Och, jakie to były trudne powroty, jak wielkie spustoszenie w umysłach i w samopoczuciu wyrządził koronawirus. Trudno to opisać. Ale nie poddawałam się! Pierwszą próbą wspólnych działań był organizowany przez ratusz marsz z kijkami na pięć kilometrów, przeznaczony dla osób 60+. Wystartowało 30 seniorów, w jednolitych strojach, ramię w ramię, w marszu po zdrowie, energię i dobre samopoczucie. Jak cudnie smakowało znów życie!

Tymczasem apetyt rośnie w miarę jedzenia. Podejmuję kolejne wyzwanie i organizuję reprezentację Bemowa na dwie mazowieckie senioriady, w Mrozach i Kozienicach. Piękne, słoneczne soboty spędzamy razem, rywalizując na arenach sportowych, ramię w ramię z drużynami z innych miast. Słodko smakuje sukces, gdy można być członkiem zespołu. Promienne uśmiechy, satysfakcja i radość malująca się na twarzach to najlepszy dowód na to, że duch w narodzie nie zginął, że przetrwaliśmy ciężkie chwile i z wiarą i optymizmem patrzymy w przyszłość.

Bożena Skudlarska, 63 lata, Warszawa