Aktywność – po prostu warto!

Rozmowa z Urszulą Kielan i Genowefą Patlą

Przed miesiącem brały panie udział w Mistrzostwach Polski w Lekkiej Atletyce Masters. Czy wciąż odczuwają panie potrzebę sportowej rywalizacji?

Urszula Kielan: To jest sens mojego życia! Wiele lat spędziłam na stadionie, więc moje obecne starty są przedłużeniem dawnej aktywności, wynikają po prostu z pasji. Kocham sport i nie rezygnuję z niego, skoro jestem w stanie występować. Po zakończeniu kariery nadszedł moment, gdy nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Czegoś mi brakowało, organizm domagał się aktywności. A gdy ćwiczę, jestem zadowolona. Czuję się dużo lepiej, odkąd przed 2 laty wznowiłam treningi. Czuję się młodsza, aktywniejsza, spotykam też fascynujących ludzi.

Warto być aktywnym, dlatego się dziwię, że w zawodach startuje tak mało dawnych zawodniczek. Moim obecnym celem jest pobicie rekordu świata w masters, czy to w tej, czy w następnej kategorii wiekowej. To cel, który motywuje mnie do ćwiczeń, do aktywnego spędzania czasu, oczywiście w miarę możliwości. Jeżeli czuję się trochę słabiej, to odpuszczam sobie 2–3 dni, a potem znowu z chęcią idę na trening. Gdy pobiję rekord świata, wymyślę sobie inny cel.

Genowefa Patla: Mnie starty w kategorii masters pozwalają przede wszystkim na odświeżenie znajomości sportowych, ale i na utrzymanie wysokiej formy oraz sprawności. Dużo satysfakcji sprawia też osiąganie kolejnych sukcesów. Zdobyłam już dwa razy mistrzostwo świata i mistrzostwo Europy. Mnóstwo osób – i w Polsce, i na całym świecie – uprawia lekkoatletykę. Gdy oglądam mistrzostwa świata dorosłych sportowców, z podziwem patrzę, jak kobieta w wieku

80 lat skacze w dal, a jej rówieśnik biegnie przez płotki. Jest to dla mnie lekcja pokory i dowód na to, że można być aktywnym niezależnie od wieku. Ci ludzie pokazują, że będąc seniorem, można utrzymywać najwyższą sprawność fizyczną.

Na imprezach sportowych weteranów spotykają panie znajomych czy pojawiają się też nowe osoby?

GP: Na pewno startują zawodniczki, które rywalizowały ze mną w trakcie mojej kariery – choć niekiedy mają inne nazwiska, po mężach. Bardziej podziwiam te osoby, które wcześniej nie miały nic wspólnego z lekkoatletyką, a uprawiają ją i uczą się od zera. Dowiadują się, jak wziąć udział w zawodach, startują w coraz to innych konkurencjach.

Czyli są osoby, które w starszym wieku decydują się nie tylko na aktywność fizyczną, ale też na podjęcie rywalizacji z innymi?

UK: Myślę, że to właśnie rywalizacja najbardziej pociąga. Chodzenie na treningi czy uprawianie sportu samotnie, np. bieganie w lesie, to nie jest to samo. Chęć rywalizacji ujawnia się dopiero na stadionie. Mnie bardzo motywują starty w zawodach. Gdy widzę poprzeczkę, gdy obserwuję kibiców na stadionie, od razu przypominają mi się lata 80., wracają wspomnienia. Czuję się tak jak 40 lat temu. W swojej konkurencji nie spotykam jednak – inaczej niż Genia – rywalek z dawnych lat. Zakończyły one kariery i nie ujawniają się więcej. Nie wiem dlaczego…

GP: To chyba zależy od konkurencji.

UK: Niewykluczone. Ja dzięki temu, że startuję w mastersach, nauczyłam się elegancko pchać kulą – za sprawą Geni, która mnie tego nauczyła! Rzucam też oszczepem, mam niezły rekord życiowy, skaczę w dal, choć wcześniej nigdy tego nie próbowałam. Biorę udział w trójskoku, rzucałam młotem i dyskiem.

GP: Z ciekawości zdecydowałyśmy się na pięciobój rzutowy.

Pani Urszulo, jakie były początki pani kariery?

UK: Trener szybko mnie docenił. Byłam szczuplutka i skoczna.

Do biegów się nie nadawałam, zresztą nie lubiłam biegać i dzisiaj też nie podejmuję takiego ryzyka w mastersie, to po prostu nie jest moja konkurencja. Ale właśnie dzięki temu, że startuję w mastersach, poznałam wiele nowych konkurencji. W życiu bym nie wiedziała, jak rzucać młotem, a spróbowałam, bo nie wstydziłam się tego. Szczególnie polubiłam rzut oszczepem. Gdy fachowiec mi powiedział, jak się ustawić, jak poprawnie rzucać, to było to coś wspaniałego. Albo rzut kulą! Nie miałam pojęcia, jakie niuanse wchodzą w grę, żeby wykonać dobry technicznie rzut.

Są panie wszechstronnymi zawodniczkami.

GP: To prawda. Zaczynałam w Stalowej Woli, a tam kładziono nacisk na ogólnorozwojówkę. Nie było od razu specjalizacji, tylko: dysk, oszczep, kula, młot, i znowu: dysk, oszczep, kula, młot. Trener się przyglądał i dopiero później zawodnik zaczynał trenować tę dyscyplinę, w której miał najlepsze wyniki. Ukończyłam akademię wychowania fizycznego, tam opanowałam technikę i metodykę nauczania. Podstawy miałam więc dość szerokie i w mastersach zaczęłam na nowo próbować pozostałych dyscyplin. To fajna zabawa, a zawody pozwalają porównać się z najlepszymi.

UK: I perfekcyjnie się zaprezentować, bo na zawodach jest tylko pięć prób.

GP: Tak. I mimo tych pięciu prób nie jest wcale łatwo znaleźć się czołówce.

UK: Zgadza się. Ale nawet w razie słabego wyniku jest motywacja do dalszych ćwiczeń – widać, co można osiągnąć, gdy poprawi się technikę. Miłe jest też to, że na zawodach spotyka się osoby, które pamiętają dawne czasy. Dla nich spotkania z nami są bardzo interesujące, ludzie są wdzięczni, że przychodzimy, że nam się chce. Czują się zaszczyceni tym, że startujemy razem z nimi w zawodach. Bardzo to miłe.

Kiedy po raz pierwszy wystąpiły panie w zawodach masters?

GP: Wszystko zaczęło się od mistrzostw Europy w Toruniu. Zapytano nas, czy wystartujemy, i od tamtej pory bierzemy udział w zawodach. Obecnie przygotowujemy się do mistrzostw świata w Toruniu, które odbędą się w marcu przyszłego roku.

Nie zawsze sportowcy potrafią odnaleźć się po zakończeniu kariery. Czy miały panie podobne rozterki?

UK: Ja dużo rozmawiałam z innymi zawodnikami, czy to z Danusią Bułkowską, czy z Władysławem Kozakiewiczem. Mówili, że im organizm już nie pozwala na skoki – bolą ich kolana, stawy, biodra.

GP: Dochodzi też zapewne obawa przed kontuzjami.

UK: Z pewnością. Nie wiem, z czego to wynika, ale ja nie odczuwam żadnych dolegliwości. Miałam oczywiście kontuzje, dziś są już wyleczone. Rzecz jasna ćwiczę z odpowiednią rezerwą. Nic na siłę, wszystko swobodnie. Dziwi mnie, że nie ma na tych zawodach moich dawnych rywalek. Ostatnio rozmawiałam z Beatą Hołub, która skakała bardzo wysoko – 1,96 metra. Pytam ją: „Czemu nie wystartujesz?”. A ona: „Nie, nie. Mnie to nie bawi”. Nie wiem, czy ludzie są zrażeni do tego sportu, czy mają przesyt. My to traktujemy jak zabawę. Genia ma zajęcia w szkole z młodzieżą, czasem dzwoni do mnie: „Ula, przyjdź na trening, bo dzisiaj mamy rzuty”. Ja mówię: „Nie ma sprawy” – i lecę. Stale się wspieramy, a to też jest ważne.

Pani Genowefo, czy praca z młodzieżą motywuje panią do aktywności fizycznej?

GP: Zdecydowanie! Dzieciom, zwłaszcza chłopcom, imponuje, że nauczycielka jest sprawna. Chłopcy bardziej się starają, motywuje to ich do większych wysiłków. Ja z kolei też czerpię korzyści, bo wykonując rozgrzewkę razem z dziećmi, sama dbam o swoją sprawność. Najbardziej ambitni uczniowie chcą mi dorównać, wykonać ćwiczenie dokładnie tak jak ja. Myślę, że jestem dziś sprawna właśnie dzięki temu, że stale się ruszam.

UK: Ważne jest i to, że gdy wracasz z medalem z mistrzostw Polski, a tym bardziej Europy czy świata, jest to prestiż. Dzieci się chwalą: „Nasza pani od WF-u zdobyła medal!”.

Uczniowie pani kibicują?

GP: O tak, bardzo.

UK: Nawet na zawody jeżdżą!

GP: Gdy ustanowiłam rekord świata, pani dyrektor wraz z uczniami złożyli mi gratulacje, wręczyli mi kwiaty. To było bardzo sympatyczne. Myślę, że warto pokazywać w ten sposób dzieciom, że mając nawet kilkadziesiąt lat, nadal można być całkiem sprawnym.

A jak zrodziła się przyjaźń między paniami?

UK: Zaczęła się od wspomnianych mistrzostw Europy. Wcześniej się widywałyśmy, ale to były sporadyczne kontakty.

GP: Miałyśmy długą przerwę, bo ja wychowywałam dzieci, ty tak samo. Gdy pytałam cię, czy startujemy, mówiłaś: „Nie mogę, bo dzieci to, bo dzieci tamto”. Przeciągało się to w czasie i zaczęłyśmy starty dopiero w 2005 r., od występu w Toruniu na mistrzostwach Europy. Turniej miał być rozgrywany na hali, ale że pogoda była dobra, to zawodnicy wyszli na dwór. Od tamtej pory pojawiamy się na wszystkich kolejnych mistrzostwach mastersów.

Jeżdżą panie wspólnie?

GP: Tak, w Danii byłyśmy na mistrzostwach Europy, każda z nas startowała w swojej konkurencji.

UK: Wspieramy się.

GP: A ja jeszcze w pięcioboju.

UK: Ale jeśli ty nie jedziesz, to i ja nie jadę, a jeśli ty jedziesz, to i ja jadę. Gdy ludzie się wspierają, wtedy jest przyjemniej. Samemu też można jechać, bo na zawodach i tak spotka się wielu ludzi, ale skoro Genia mieszka niedaleko, to zawsze wybieramy się razem.

Nie jesteśmy rywalkami, bo Genia bierze udział w konkurencjach rzutowych, a ja w skocznościowych, więc nie wchodzimy sobie w paradę.

Chociaż pani zaczęła uczyć się od koleżanki rzutowych konkurencji…

UK: Tak, ale koleżanka zdobyła złoto, a ja brąz. I tak sukcesem było dla mnie to, że stanęłam z nią na podium w jej konkurencji.

Czyli zdolna uczennica?

GP: Bardzo zdolna.

UK: Nie możesz powiedzieć inaczej! Ale sama nie chcesz skakać wzwyż.

GP: Na uczelni zaliczyłam wysokość 155 centymetrów, wystarczy. Kolana będą mi potrzebne bardziej do oszczepu niż do skoków.

Widzi pani w swoich uczniach siebie sprzed lat?

GP: Tak, chociaż głównie w chłopcach. Oni są bardziej waleczni, zdeterminowani, jeden przekrzykuje drugiego: „Teraz ja chcę”, „Ja chcę”. Dziewczynki trzeba dłużej przekonywać, bo one od razu: „Będę miała buły!”. Mówię im wtedy: „Ja 20 lat trenowałam, a widzisz u mnie buły?”. Żeby wyrobić sobie mięśnie, trzeba naprawdę długo, długo trenować i najlepiej się wspomagać, bo gdy normalnie się trenuje, nie ma szansy, by zmężnieć. Chłopcy są bardziej chętni, lubią rywalizować, przychodzą na treningi, chociaż w Warszawie nie ma wielkiego wzięcia na konkurencje rzutowe. Gdy patrzę na uczniów z szóstej klasy czy pierwszej gimnazjum, to są dość nędzne wyniki w piłce palantowej i nie mam z czego wybierać. Ale próbują, bo mam swój sprzęt, mam swoje oszczepy. Każdego, kto jest zainteresowany, zapraszam na treningi.


Niespodziewane srebro

Podczas igrzysk olimpijskich w 1980 r. Urszula Kielan nie była w gronie zawodniczek typowanych do zdobycia medalu. – To był jeden z medali, o których mówi się, że był niespodziewany. Na pewno tak było. Nawet ja się go nie spodziewałam, bo miałam przecież 19 lat, a skok wzwyż trenowałam dopiero od czterech lat. Ten wielki sukces przyszedł naprawdę bardzo szybko i był wielkim zaskoczeniem – mówiła po latach w rozmowie z Onet Sport. W Moskwie lepsza była tylko Włoszka Sara Simeoni, która skoczyła 1,97 metra. Urszula Kielan – 1,94 metra. Polka pogratulowała zwyciężczyni. Jak mówiła, Simeoni była wtedy jej idolką, a z idolem nie jest łatwo wygrać.

T. Kalemba, Urszula Kielan – po zaledwie pięciu latach treningu została wicemistrzynią olimpijską, „to wspaniała historia”, https://sport.onet.pl/lekkoatletyka/urszula-kielan-po-zaledwie-pieciu-latach-treningu-zostala-wicemistrzynia-olimpijska/fvqscjh (dostęp: 13 sierpnia 2018 r.)

Czy udało się paniom zarazić miłością do sportu również własne dzieci?

UK: Moje dzieci trenują zupełnie inny sport niż ja, bo zapasy w stylu klasycznym w Legii Warszawa. Trochę mi przykro, ale był moment, gdy jeden z synów próbował u Geni rzutu oszczepem i pchnięcia kulą.

GP: Od tego właściwie zaczęła się nasza bliższa znajomość.

UK: Niestety syn powiedział, że to nie dla niego, bo on od razu chciałby mieć wyniki. Pchnął 20 metrów, trzeba by potrenować, żeby osiągał lepsze rezultaty. Wolał sporty walki. Od małego synowie trenowali zapasy w Gwardii, ale gdy Gwardię zamknięto, próbowali sił właśnie w lekkoatletyce. Nie bardzo im to pasowało, przenieśli się do Legii i do tej pory tam chodzą. Jeden z synów jest nawet w kadrze narodowej, ostatnio zdobył złoty medal na mistrzostwach Polski seniorów, już jako młodzieżowiec na pierwszym roku, więc myślę, że ma przed sobą karierę. Jest brany pod uwagę na igrzyska olimpijskie w 2020 r. w Tokio.

A w jakim jest wieku?

UK: Ma 22 lata. W tym roku jedzie na mistrzostwa świata seniorów w stylu klasycznym w zapasach w wadze 130 kilo, choć waży 110, ale daje radę. Drugi syn go wspiera, należy do tej samej kategorii wiekowej, tylko jest trochę cięższy. Jeden jest Rafał, drugi Jacek, motywują się nawzajem. Wcześniej to ja motywowałam ich najbardziej, ale już nie muszę. Poczuli smak zwycięstwa, szczególnie po tym, jak syn zdobył złoty medal na mistrzostwach Polski seniorów. Myślę, że mogę się powoli wycofywać.

GP: I spokojnie obserwować.

UK: Jest w tym coś wspaniałego. Czasem z nimi trenuję, podglądam ich na treningach, jestem ciekawa, w jakiej są formie. Ale gdy jadę z nimi na zawody, też się cieszą, zwłaszcza wtedy, gdy przywożą ze sobą medal czy puchar. Mówię im: „Słuchajcie, do 100 lat mam czas. Ja już przywiozłam medal, teraz czekam na wasze”. Fajnie się to rozkręciło, kibicuję im mocno. Zobaczymy, jak dalej będzie.

Pani Genowefo, a jak jest u pani?

GP: Ja mam dwie córki, jedna ma 31 lat, a druga – 23. Obie uczyłam i oszczepu, i kuli, i dysku, i skoku wzwyż, brały też udział w lekkoatletyce w gimnazjum. Starsza miała smykałkę, ale posmakowała piłki ręcznej i gra drużynowa bardziej jej się spodobała. Namawialiśmy ją, żeby przeszła z powrotem na oszczep, ale chyba kompleks matki jej nie pozwolił. Górę wzięła piłka ręczna. Bo „gdzie to ja z matką wygram, przecież nie rzucam tyle co ona”. Córka była zniechęcona.

Ale z powodzeniem grała w piłkę ręczną, na mistrzostwach Polski zajęły siódme miejsce. Choć na studiach miała stypendium z oszczepu, nie z piłki ręcznej. Od kilku tygodni jest szczęśliwą mamą.

UK: A ty babcią.

GP: A ja babcią. Młodsza córka skakała wzwyż, była bardziej gibka, wiotka. Pchała kulą, troszkę rzucała oszczepem, ale poszła bardziej w kosmetyczne zainteresowania – makijaż, wizaże itp. Pochłonęło to ją po prostu.

Jak by panie zachęciły seniorów do aktywności fizycznej?

UK: Trzeba po prostu zacząć, wyjść z domu. Jest przecież tyle możliwości, tyle różnych zawodów biegowych, ulicznych czy innych. Dzisiaj mnóstwo osób biega. A jeśli ktoś nie chce biegać, to warto podjąć inną aktywność. Trzeba nabrać chęci, bo jeśli brakuje chęci, to nikogo do niczego się nie zmusi. Nasi koledzy i koleżanki ze szkoły są aktywni na Facebooku, składają nam gratulacje. Wiedzą, że bierzemy udział w zawodach, i sam ten fakt – tak mi się wydaje – daje im impuls do tego, żeby zacząć, żeby spróbować. Myślę, że co najmniej parę osób po tym, jak przeczytało, że Ula zdobywa medale, ma osiągnięcia, zdecydowało, że spróbuje pobiegać albo po prostu się poruszać.

GP: Ja to dostrzegam w swojej grupie. Obracam się raczej w gronie sportowym i mam więcej znajomości ze sportu niż z czasów szkolnych. Jedna koleżanka gra w siatkówkę, druga uprawia triatlon, inni mają swoje pasje. Zauważam też, że biega dużo więcej ludzi niż dawniej, nie tylko rekreacyjnie. Na stadionie Skry odbywają się różne biegi: „Biegaj z nami”, „Biegaj przez Polskę”. Uważam, że obecnie bardzo dużo osób biega.

Rzeczywiście to chyba najpopularniejsza aktywność.

GP: Na stadionie Skry są ogólnodostępne treningi biegowe. To najprostsza forma aktywności, zwłaszcza że wystarczy zacząć od marszu. Również nasza dzielnica działa w tym zakresie – istnieją grupy nordic walkingu, ich członkowie maszerują po lesie czy po mieście.

UK: Są też zajęcia fitness, zajęcia z pływania dla seniorów.

GP: To prawda. Jeśli ktoś chce, z pewnością znajdzie coś dla siebie. Zachęcamy!

UK: O tak. Bo po prostu warto.


Urszula Kielan – urodzona 10 października 1960 r. w Otwocku skoczkini wzwyż, zdobywczyni srebrnego medalu podczas igrzysk olimpijskich w Moskwie (1980 r.). Przez niemal 20 lat zawodniczka warszawskiej Gwardii. Zdobyła dwa tytuły mistrzyni Polski na otwartym stadionie (1978, 1980) i trzy w hali (1978, 1979, 1981). Rekord kraju w skoku wzwyż poprawiała aż osiem razy. Trzykrotnie zajęła trzecie miejsce podczas halowych mistrzostw Europy (1978, 1980 i 1981).

Genowefa Patla – urodzona 17 października 1962 r. w Jeżowem koło Rudnika nad Sanem jedna z najwybitniejszych polskich oszczepniczek. Pięciokrotna rekordzistka kraju w rzucie oszczepem, 14-krotna mistrzyni Polski w tej dyscyplinie (1982–1986, 1988, 1990–1995, 1999, 2000). Brała udział w igrzyskach olimpijskich w Barcelonie w 1992 r. (18. miejsce). Nauczycielka wychowania fizycznego w gimnazjum na warszawskim Ursynowie i trenerka klubu AKL Ursynów.


Zdjęcie pochodzi z profilu Gimnazjum nr 94 im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej z Warszawy na potalu Facebook.com