Sam skonstruowałem drabinę gimnastyczną – teraz wypada ćwiczyć!

Choć w przyrodzie zawitała do nas piękna polska jesień, to w moim życiu – w wieku 80 lat – panoszy się już zima. Mając świadomość tego, że po zimie życia nie nadchodzi wiosna i nie ma przebudzenia, łatwo się nie poddaję! Pomimo cukrzycy, arytmii, zwyrodnień kręgosłupa i wielu innych schorzeń próbuję walczyć o dobrą kondycję, zarówno psychiczną, jak i fizyczną.

Mieszkam na wsi, w lesie, z dala od wielkich skupisk ludzi. Dzięki temu mam wspaniałe warunki do bycia aktywnym: świeże powietrze, bez liku tras spacerowych. Któregoś razu przypomniałem sobie o swoim rowerze, pamiętającym jeszcze czasy PRL-u. Znalazłem też sflaczałą piłkę gimnastyczną i kijki do nordic walkingu, które dostałem w prezencie na… 65. urodziny. Wszystko to odkurzyłem, poskręcałem, naprawiłem. Co więcej, samodzielnie skonstruowałem drabinkę gimnastyczną. Zamontowałem ją w sypialni między łóżkiem, szafą i drzwiami. Ćwiczę przy niej przysiady i rozciągam mięśnie. Kusi mnie też zwisanie i podciąganie, ale to za parę lat, jak już uznam, że nic innego mi nie pomoże!

Jazda na moim wierzchowcu, czyli starym rowerze, którego przez wiele lat nie używałem, na początku mnie męczyła. Chwiałem się i jechałem zygzakiem od jednej krawędzi drogi do drugiej. Na piłce gimnastycznej też nie mogłem utrzymać równowagi, a kijki do nordic walkingu miałem ochotę schować głęboko w szafie – trudno mi było złapać rytm: prawa ręka, lewa noga, nie odpychać się ruchem łokcia, lecz ramienia. Koniec końców: zadyszka, ból głowy i istny mętlik w głowie!

W wyniku tych tortur, które sam sobie zaaplikowałem, bolały mnie mięśnie i kręgosłup. Byłem wykończony. Z upływem czasu zaczęło się to jednak zmieniać, a dziś ćwiczenia sprawiają mi wielką radość. I choć lat mi przybywa, a sił ubywa, choć coraz częściej nic mi się nie chce, a coraz więcej mi nie wolno, to na złość chorobom i metryce dobry humor i ochotę do życia mam, o swoją kondycję dbam, jestem samodzielny i radę sobie dam!

Piotr Górski, 80 lat, Rakowiec