Polecam sport!

Rozmowa z Grzegorzem Jaroszewskim

Tor kolarski przy Żeromskiego w Żyrardowie odegrał dużą rolę w pańskiej karierze?

Miał bardzo duże znaczenie. Urodziłem się w Żyrardowie i tutaj uczyłem się w szkole podstawowej. Po lekcjach często chodziłem oglądać zawody na torze, choć wtedy nie sądziłem jeszcze, że zapiszę się do sekcji kolarskiej. Podziwianie kolarzy było tak inspirujące, że jesienią 1970 r. w końcu się zapisałem. Początkowo jeździłem tylko na torze, bo w klubie dostępne były wyłącznie rowery torowe. Można było je wypożyczyć, a w tamtym czasie niewielu mogło sobie pozwolić na zakup roweru we własnym zakresie. Po roku dostałem z klubu rower szosowy. Torowy nie nadaje się do jazdy po szosie, bo nie ma hamulców.

Początki były trudne?

Trafiłem do kategorii młodzików. Bardziej przemawiało do mnie kolarstwo terenowe. Podczas pierwszego wyścigu przełajowego w 1971 r. zająłem trzecie miejsce.

Miał pan w rodzinie sportowe tradycje?

Nie, byłem pierwszy.

Czy rodzice z entuzjazmem przyjęli fakt, że syn interesuje się kolarstwem?

Naukę stawiali zawsze na pierwszym miejscu, jednak nie przeszkadzali w mojej pasji. Cieszyli się z sukcesów, ale też czasy były inne. Dziś ludzie bardziej koncentrują się na dzieciach, przejmują się. Ja jako 15-latek sam wyjeżdżałem na zawody.

Jak wspomina pan swoje pierwsze zwycięstwo w Międzyborowie?

Bardzo się cieszyłem, ale nigdy nie dawałem się ponieść emocjom. Uważałem, że sukces jest przyjemny, ale trzeba już myśleć o kolejnych zawodach. Nie można spoczywać na laurach, należy ćwiczyć dalej.

Co sprawiło, że wyspecjalizował się pan w kolarstwie przełajowym?

Wygrałem w zawodach przełajowych w styczniu 1974 r. Tam zauważył mnie trener i powołał mnie do kadry. Jako 19-latek pojechałem pierwszy raz na zawody do Szwajcarii.

Jak zapamiętał pan ten wyjazd?

To było szokujące! U nas szarzyzna, tam – inny świat. Wspaniałe drogi, autostrady, samochody. Zawodnicy w lepszych strojach, z lepszym sprzętem. W sklepach różnorodne towary. Kolosalna różnica. Później wyjeżdżałem jeszcze do Szwajcarii i Niemiec. W 1976 r. pojechałem pierwszy raz na mistrzostwa świata do Francji. Zająłem 20. miejsce. Nie był to sukces, ale jak na tak młodego zawodnika była to moim zdaniem przyzwoita lokata.

Po mistrzostwach świata przyszły mistrzostwa Polski.

W Jeleniej Górze wygrałem dosłownie o pół koła. Później zdobywałem mistrzostwo Polski jeszcze dziewięciokrotnie. Na mistrzostwach świata startowałem 12 razy. W 1979 r. zająłem ósme miejsce, a w klasyfikacji drużynowej nieoficjalnie zdobyliśmy mistrzostwo. Rok później w Wetzikonie wywalczyłem brązowy medal w kategorii amatorów podczas przełajowych mistrzostw świata.

W kolejnym roku w Tolosie wszystko wskazywało na to, że będzie pan pierwszy.

Prowadziłem jeszcze 10 m przed metą. Ale w sporcie tak bywa. Odjechaliśmy we trzech z Czechem i Belgiem. Mieliśmy przewagę i wiedziałem już, że będzie medal. W pewnym momencie byłem pierwszy, jednak na samym końcu wyprzedził mnie reprezentant Czechosłowacji.

Był żal?

Nie, ale zawsze pozostaje poczucie niespełnienia. Można było rozegrać to inaczej. Wiem, jaki popełniłem błąd. Byłem zmęczony i poszedłem po zbyt dużym wirażu. Mój kolega z Czech przejechał po mniejszym łuku i mnie wyprzedził. Był starszy, bardziej doświadczony.


Kolarstwo przełajowe

Jest to kolarstwo uprawiane na rowerach o konstrukcji zbliżonej do rowerów szosowych, a więc na kołach o średnicy felgi 622 mm, z ramą pozbawioną elementów amortyzujących i kierownicą zagiętą w „rogi”. Zawody rozgrywane są na skomplikowanych trasach terenowych, na których pojawiają się różnego typu przeszkody. Kolarze muszą więc czasami zejść z roweru i przenieść go na plecach (umożliwia to stosunkowo niska masa pojazdu). Kolarstwo przełajowe jest bardzo popularne w Belgii. Ma wielu zwolenników także we Francji, Holandii, Niemczech i Czechach.


Jak to się stało, że trafił pan do Francji?

Pod koniec lat 80. nastąpił kryzys. Rozwiązywano kolejne kluby, a ja nie miałem żadnego stypendium, sponsorów. Byłem na etacie w zakładach winiarskich. W 1988 r. zdecydowałem się wyjechać. Tam przez trzy lata ścigałem się w klubie CO Blénod, blisko granicy z Niemcami i Luksemburgiem. Gdy wróciłem do Polski, zatrudniłem się na stacji benzynowej.

Trudno było zakończyć karierę i podjąć pracę na stacji?

Byłem zmęczony pracą zawodnika, sportowym reżimem. Czułem się psychicznie wypompowany. Przez cztery lata nie wsiadałem na rower. Ale odpocząłem, wróciłem do jeżdżenia i bardzo się z tego cieszę. Ktoś zaproponował mi pracę na stacji i poszedłem. Nie było źle. Jeśli ma się ambicje sportowe, ma się także ambicje w ogóle. Ma się świadomość, że pewne rzeczy trzeba znieść i przezwyciężyć.

Żona towarzyszyła panu podczas wyjazdu do Francji?

Nie, została z dziećmi. Została też, gdy w 1981 r. wyjechałem do Szwajcarii. Nie było mnie w Polsce w chwili wybuchu stanu wojennego. Wróciłem w lutym. Nie mieliśmy z żoną kontaktu, bo nie było połączeń telefonicznych, więc w zasadzie nie wiedziałem, co się tutaj działo.


Aktywność dla seniorów – jazda na rowerze

Jazda na rowerze nie jest zbyt wymagająca, a daje mnóstwo przyjemności. Zwiększa wydolność organizmu, poprawia ruchomość stawów, wzmacnia układ odpornościowy i układ krążenia oraz pozytywnie wpływa na ogólną kondycję.

Jaki model roweru wybrać?

Dla seniorów najbardziej przystępne są modele miejskie. Po pierwsze dlatego, że wymuszają wyprostowaną sylwetkę. Po drugie, rower tego typu ma obniżoną ramę, więc podczas wsiadania łatwo przełożyć nogę. Ponadto w wyposażeniu roweru miejskiego jest już oświetlenie, są błotniki i bagażnik.

Rower trzeba dobrać do osoby, jeśli chodzi o wysokość siodełka i kierownicy. Stawy muszą mieć komfort, a sylwetka powinna być wyprostowana, by jazda nie przeciążała zbytnio odcinka lędźwiowego kręgosłupa.

Jak sprawdzić rozmiar?

Najlepiej po prostu usiąść na rowerze. Gdy pedał jest w najniższym położeniu, noga osoby trzymającej na nim stopę powinna być nieznacznie ugięta.

Ważna jest też długość roweru. Kiedy siedzimy, odległość od kierownicy nie powinna być zbyt duża. Musimy po prostu czuć się komfortowo i nie możemy mieć wrażenia, że rozciągamy się, by dosięgnąć kierownicy.

Istotna jest także kwestia siodełka. Musi ono być wygodne i sprofilowane tak, by możliwe było utrzymanie wyprostowanej postawy. Nie powinniśmy czuć, że ześlizgujemy się z siodełka.

Jaką trasę wybrać?

Najważniejsze, by dobrać ją do swoich możliwości. Początkujący rowerzyści nie powinni raczej wybierać się w trudny teren. Jeżeli zakupiliśmy rower miejski, najlepsze będą wycieczki po utwardzonych drogach i ścieżkach rowerowych. Warto pamiętać, że gdy na drodze dopuszczalna prędkość przekracza 50 km/godz. lub gdy panują złe warunki pogodowe, rowerzysta może korzystać z chodnika.


Skąd wziął się pomysł na sklep z rowerami?

Kiedy przestałem pracować na stacji benzynowej, nie bardzo wiedziałem, za co się zabrać. Wspólnie z żoną wymyśliliśmy, że moglibyśmy sprzedawać rowery. I sprzedajemy je już od 25 lat.

Klienci wiedzą, kto ich obsługuje?

Wiedzą. Wiele osób doskonale pamięta moje sukcesy. Nie tylko ludzie z mojego rocznika, ale także ich dzieci, wnuki.

Przychodzą jedynie po rower czy chcą też porozmawiać z mistrzem?

Chcą dyskutować o sporcie, ale przyznam, że nieszczególnie lubię w sklepie rozmawiać o sukcesach i wynikach.

Są państwo z żoną aktywni?

Jeździmy oboje na rowerach. Żona ma trochę mniej czasu, ale ja jeżdżę regularnie w soboty i niedziele. W tygodniu, zwłaszcza w sezonie, nie ma kiedy. Mamy tyle do zrobienia w sklepie, że pracujemy po 12 godz.

Bo sprzedawanie rowerów nie polega na zdjęciu towaru z półki i wręczeniu klientowi. Przy rowerze trzeba posiedzieć, trzeba go przygotować. Nawet gdy jest zupełnie nowy. I bez względu na to, czy kosztuje tysiąc czy pięć. Trzeba poskręcać, przeprowadzić serwis. Ale to się opłaca, bo klient jest zadowolony i wraca do sklepu.

Interesuję się niemal wszystkimi dyscyplinami sportu. Czytam, oglądam transmisje. Lubię skoki, siatkówkę, MMA. To ostatnie interesuje zwłaszcza moją żonę.

Dlaczego warto być aktywnym?

Życie dzisiaj tak pędzi, ludzie są zestresowani, zmęczeni. Ruch uwalnia od tego. Pozwala głowie odpocząć. Bardzo polecam ruch: rowery, biegi. Sam obserwuję, że coraz więcej osób biega. To dobra forma aktywności – wystarczy po pracy założyć dres i wygodne buty.


Grzegorz Jaroszewski (ur. 12 lutego 1955 r. w Żyrardowie) – kolarz przełajowy, najwybitniejszy Polak w tej dyscyplinie sportu. Był zawodnikiem klubu Żyrardowianka, w którym najpierw uprawiał kolarstwo torowe. Odniósł wówczas wiele sukcesów, zdobył m.in. złoty i srebrny medal III Ogólnopolskiej Spartakiady Młodzieży w 1973 r. Pierwszym triumfem w kolarstwie szosowym była wygrana podczas Wyścigu o Puchar Wyzwolenia Warszawy w roku 1974. Wtedy został powołany do kadry narodowej. Rok później w mistrzostwach Polski seniorów zajął siódme miejsce. W 1976 r. po raz pierwszy został mistrzem kraju, później po tytuł mistrza sięgnął jeszcze dziewięć razy – w latach 1977, 1979, 1980, 1981, 1982, 1984, 1985, 1986 i 1987. W 1978 i 1988 r. był wicemistrzem. Dwanaście razy brał udział w mistrzostwach świata. W 1980 r. w Wetzikonie zdobył brązowy medal w kategorii amatorów, w 1981 r. w Tolosie wywalczył srebro.